... jak jeden dzień.
Nie no, naprawdę! Może nie pamiętam już szczegółowo papisiowych czasów Damona, ale za to cały czas mam wrażenie, że on ma 3 lata... Gdyby nie Dean to tak naprawdę w ogóle nie zauważyłabym spadku formy u niego, które przejawia się - siłą rzeczy - byciem wolniejszym, bo w dalszym ciągu jest to pies, który daje z siebie 200% i zawsze chce!
Stety bądź nie, dzisiaj nie było czasu na długi spacer (poza tym zapowiadali u nas deszcz), zatem wybraliśmy się wczoraj, w wigilię urodzin :) I chyba można zaliczyć go do udanych, bo trwał 2,5 godziny i przeplatany był różnymi ćwiczeniami, w tym takimi, które pozwalają utrzymywać Mistrzunia w takiej formie, w jakiej obecnie się znajduje.
Damon swoje urodziny spędził w... pracy! Przedszkolaki sprawiły mu niesamowitą niespodziankę, a mianowicie nie tylko zaśpiewały Sto lat!, ale każda z grup wręczyła mu po urodzinowym balonie. A jakby tego było mało to przygotowali rysunkowe projekty (oczywiście mięsnych!) tortów, na których widać aż nie powiem komu ślinka leciała :)
Już jak co roku nie mogło obyć się bez tortu. W tym roku postawiłam na prostotę: galaretka z gotowanej i obranej z kości (!) ratki wieprzowej, otulona "płatkami" z marchewki i przyprawiona suplementami Damona (tak, suplementami - ten biały proszek to beta-glukan, a nie mąka; a czerwony to hemoglobina), a w środku surowe jajko.
Po konsumpcji przyszła oczywiście pora na prezent(y) i choć dobrze wiem, że Damon najbardziej ucieszyłby się ze zniknięcia Deana to i tak nie pogardził tym co otrzymał, zwłaszcza że było zapakowane tak jak najbardziej lubi - w papier, który można rozrrrrrywać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz